Sama pracuję w biurze rachunkowym, więc zdarza mi się czasem przynieść dokumenty do domu, bo w pracy nie zdążyłam ich skończyć.
Niektórzy ludzi dostają „fioła” na punkcie swojej pracy, tak też może być w przypadku grafologa
Jednak kiedy to zrobię to nie mam już ochoty na rozmawianiu o niuansach prawa podatkowego i nowelizacjach w prawie odnoście płatności VAT, nie pytam znajomych czy już wysłali deklaracje, ani nie przeglądam ich papierów osobistych. Co innego mój mąż. Pracuje jako biegły grafolog w e-grafolog.pl i jest klasycznym przykładem spaczenia zawodowego. Kiedy tylko widzi jakąś karteczkę od razu przechodzi do badania pisma, choćby była to nasza lista zakupów spożywczych na następny tydzień. Jak tylko widzi na dokumencie, który przyniosę podpis klienta od razu zerka na niego i rozmyśla jakim może być człowiekiem, a później wypytuje mnie czy to pokrywa się z rzeczywistością. Rozumiem, że grafologia to jego pasja, ale są pewne granice, których nie powinno się przekraczać. Przynoszenie pracy do domu nigdy nie jest dobrym pomysłem, nawet jeśli oboje małżonkowie zajmują się tym samym tematem. Poza zawodem też jest życie. Nie dosyć, że cały dzień siedzi w tych papierach w swoim biurze, to jeszcze w domu musi wszystko analizować. Wiem, że badanie pisma jest bardzo potrzebne w pracy policji oraz sądów, ale na litość boską, nie przesadzajmy. Nawet nasz synek już stracił do niego cierpliwość. Czasem pisał kilka linijek tego samego tekstu starając się by każdy z nich wyglądał, jak pisany przez inną osobę, a potem dawał mężowi, żeby powiedział coś na ich temat, albo wybrał jego oryginalny charakter pisma.
Teraz jednak też go ta sytuacja zmęczyła i grafologia już go nie interesuje. Nie wiem co powinnam zrobić, żeby był biegły grafolog przestał być taki biegły i zajął się czymś innym. Musze chyba jakoś odwrócić jego uwagę od grafologii. Macie jakieś pomysły co powinnam zrobić w tej sytuacji?